Z wczesnego dzieciństwa pamiętam moją rodzinę, która oczekiwała powrotu dziadka Anastazego z wojny. Sytuacja ta trwała latami, a najbardziej cierpiącą i tęskniącą za dziadkiem była nasza babcia Zosia - żona Anastazego. Podobnie przeżywała to nasza mama. Dzieci z sąsiedztwa miały swoich dziadków, a my musieliśmy zadowolić się fotografiami dziadka z czasów przedwojennych.
W tym czasie do naszego domu trafiali bezdomni wędrowcy, tułacze, których w Kiedrowicach nazywano "dziadami odpustowymi". Przychodzili i opowiadali, że wrócili z zesłania na Syberię, że tam spotkali Anastazego. Zanim coś powiedzieli prosili o jedzenie, odpoczynek, czas na przypomnienie itd. Trwało to kilka dni - a nawet tydzień. Ci biedni, starzy mężczyźni zmyślali, kłamali, aby zdobyć ciepłą strawę i lepsze spanie. Dawali oni złudną nadzieję, że Anastazy żyje tam daleko na Syberii. Dla najbliższych nadzieja była, ale na prawdę o tragicznym losie Anastazego Kiedrowskiego trzeba było długo, długo czekać.